Do ostatniej kości

Wolałbym nigdy nie oglądać filmu, w którym Timothée Chalamet swoim obrzydliwym zachowaniem doprowadził mnie prawie do wymiotów, ale co się stało, już się nie odstanie. „Do ostatniej kości” ma swój niepowtarzalny, amerykański klimat, trzyma w napięciu, a momentami wręcz przeraża (fantastyczny Mark Rylance). Sam wątek romantyczny to jednak dla mnie w dużym stopniu niezamierzona parodia. Może obejrzę sobie wieczorem „Tamte dni, tamte noce” i znów wszystko będzie dobrze.

Ocena filmu: 7/10

Menu

Ponad 8 lat przyszło nam czekać na kolejną świetną rolę Ralpha Finnesa, ale było warto. Wprawdzie „Menu” nie może równać się z fantastycznym „Grand Budapest Hotel”, ale seans mija naprawdę przyjemnie, a część dialogów zasługuje na uznanie. Film w reżyserii Marka Myloda to nie tylko kawałek absurdalnego humoru na wysokim poziomie, ale przede wszystkim najlepsza reklama burgerów od lat.

Ocena filmu: 7/10

Chrzciny

Duże oczekiwania i duże rozczarowanie. „Chrzciny” w przeciwieństwie do „Cichej nocy” to film głupkowaty, chaotyczny i pozbawiony prawdziwych emocji. Postacie są mało wiarygodne, dialogi mierne, a humor nie wybija się ponad przeciętność. Jako kandydat na kultowy komediodramat rodzinny film w reżyserii Jakuba Skoczenia ponosi klęskę, ale przynajmniej spełnia się jako odmóżdżacz.

Ocena filmu: 4/10

Bohater

Fantastycznie oglądało się irańskiego „Bohatera” w reżyserii Asghara Farhadiego, który potwierdził, że jest niekwestionowanym mistrzem kręcenia nieoczywistych dramatów z lekkim dreszczykiem emocji. Film opowiada o młodym bankrucie, który trafił do więzienia za niespłacanie długów. W trakcie dwudniowej przepustki mężczyzna podejmuje starania o odzyskanie wolności, a jego asem w rękawie jest tajemnicza torba ze złotymi monetami. Śledzenie poczynań głównego bohatera pochłania bez reszty i konia z rzędem temu, kto nie ma żadnych problemów z jednoznaczną oceną tej postaci.

Ocena filmu: 8/10